To było drugie podejście na tej trasie [Dobrego Pasterza], ale tym razem się udało. Zarówno w tym roku jak i w zeszłym miałem świadomość jakie jest ryzyko, ale wyznaję zasadę, że warto zaryzykować i uświadomić sobie, że nie zawsze życie jest usłane różami i dlatego czasem warto podjąć wyzwanie i poczuć odrobinę adrenaliny.
Kazanie podczas mszy tak mnie wzruszyło, że nie mogłem opanować łez. Było takie piękne. Bardzo mnie zmotywowało i dzięki temu przed wyjściem na trasę powiedziałem sobie, że muszę dojść o własnych siłach i ofiarować tę Drogę Krzyżową Bogu w swojej intencji.
Przy każdym kroku, gdy czułem ból nóg, prosiłem Boga o siłę, aby móc dojść do końca i za każdym razem mnie wysłuchiwał.
Po 3. stacji zaliczyłem upadek i do teraz czuję ból w łokciu. Na szczęście ręka nie jest złamana. Odebrałem to jako znak, bo Jezus upadł przy okazji 3. stacji. Wstałem i szedłem dalej ze zwiększoną mocą. Po upadku pomyślałem, że to jest mój pierwszy upadek i chyba czekają mnie kolejne. Tak jak Jezusa. Na szczęście Bóg miał mnie oraz moich współtowarzyszy w opiece i nic się nikomu nie stało.
Miałem momenty zwątpienia, ale odrzucałem myśl, że mógłbym zrezygnować w trakcie trwania Drogi Krzyżowej. Chciałem udowodnić sobie, że dam radę i udało się – doszedłem. Szedłem przed siebie mimo bólu oraz dyskomfortu związanego z ukształtowaniem terenu i wytyczoną trasą, która nie raz była bardzo trudna i testowała naszą kondycję oraz możliwości. Po prostu nie myślałem o bólu, tylko o tym, że cel jest coraz bliżej i jest w zasięgu ręki. Pomagało za każdym razem.
Przez cały czas trwania Drogi Krzyżowej czułem obecność Boga, który miał nas wszystkich w opiece.
Po dojściu do Kościoła nie czułem nóg. Dodatkowo bolący łokieć też dawał o sobie znać. Doszliśmy obolali do końca. Teraz czuję zakwasy w nogach, ale to normalne po takim wysiłku. Nie żałuję żadnej minuty spędzonej na trasie EDK, gdyż z każdym krokiem czułem coraz bardziej obecność Boga. Jest to również czas na uporządkowanie sobie wszystkiego w głowie.
Gorąco polecam i zachęcam wszystkich niezdecydowanych do udziału w EDK w przyszłym roku. Jest to bardzo głębokie przeżycie religijne, dzięki któremu nigdy nie wrócisz taki sam z powrotem do domu. Zawsze coś się w Tobie zmieni.
Krzysztof, 21l.
Od dłuższego czasu miałem problemy z prawym kolanem. Było operowane, a jakiś rok temu lekarz stwierdził, że nie ma dalszej możliwości jego leczenia. Zwykle bywało tak, że w okresach większych obciążeń fizycznych pojawiał się ból, często dość intensywny, ale nauczyłem się z nim żyć, po kilku lub kilkunastu dniach mijał. Na jakieś dwa tygodnie przed EDK ból pojawił się znowu i osiągnął swoje apogeum w piątek na tydzień przed wyruszeniem w drogę. Miałem problemy z poruszaniem, chodziłem kuśtykając tak jakby na drewnianej nodze. Jednakże od poniedziałku nastąpiła zdecydowana stopniowa poprawa, tak że w piątek rano w dzień EDK ból całkowicie ustał. Wiele razy w ciągu tego tygodnia myślałem, żeby zrezygnować, bo przecież nie ma szans, żebym przeszedł taką trasę (niebieska), a nawet jakby się mi to udało, to mogę to przypłacić znacznym pogorszeniem stanu zdrowia albo nawet jakąś formą kalectwa. Jednakże postanowiłem zawierzyć Bogu i mimo wszystko pójść. (Tak obiektywnie rzecz biorąc to każdy normalny człowiek uznałby mnie za wariata lub coś podobnego). Tak więc wyruszyłem z żoną oraz kilkoma innymi osobami. I zgodnie z moimi przewidywaniami już po około 2 km zacząłem odczuwać kolano, a po następnych dwóch km już nieźle bolało. Po około 8 km ból ciągle narastał i zaczynałem się liczyć z tym, że jeżeli nic się nie zmieni w tej sprawie, to za jakiś czas będę zmuszony przerwać wędrówkę.
Na ok. 12 km zacząłem rozmyślać o tym, że jeżeli dotrę do celu, to w kościele będę musiał oddać Bogu chwałę odmawiając „Chwała Ojcu …” w podziękowaniu za pomoc w wędrówce. Wtedy też pomyślałem, że mogę je odmówić już teraz. I w trakcie jak w myślach mówiłem „Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu …” ból w kolanie natychmiast zniknął! Tak jakby mi go Ktoś nagle zabrał. Poczułem dużą ulgę, radość, nawet euforię i też takie jakby niedowierzanie czy to tylko jakieś chwilowe uczycie i czy ból zaraz nie powróci. Od razu wiedziałem też, że to Jezusowi zawdzięczam uzdrowienie. Od razu w myślach podziękowałem Mu za to, że mimo iż nie prosiłem Go o uzdrowienie a jedynie o to, żeby pomógł mi pokonać trasę, On zrobił o wiele więcej niż mógłbym przypuszczać. Choć w sumie podczas rozważania którejś ze stacji prosiłem Boga, żeby czasem dał mi poczuć swoją obecność, i myślę, że to mogła być Jego odpowiedź.
Resztę trasy pokonałem bez problemów. Oczywiście bolały mnie mięśnie i stopy i wszystko inne, ale kolano nie, i nie boli do dziś. Chciałbym podziękować Bogu za ten cud, ale także za to, że mogłem podjąć trud wędrówki. Teraz widzę wyraźnie, że jeśli damy się Bogu prowadzić pomimo naszych ludzkich wątpliwości, to On pokieruje nas do celu i da wszystko, czego będziemy potrzebować, a nawet więcej niż potrzebujemy.
Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, jak było na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków amen.
Bartłomiej, 32 lata.